Arakhen
Liczba postów : 366 Skąd : Kraków Registration date : 20/11/2008
Karta Postaci Imię i Nazwisko (przydomek): Arakhen Velor Inwentarz: Wygląd:
| Temat: Nathaniel Cartes Sro Mar 18, 2009 10:35 pm | |
| Imię: Nathaniel Nazwisko: Cartes Wiek: 32 lata ludzkiej rachuby czasu… Wzrost: 180 cm… Waga: 80 kg…
Rasa: Człowiek… Chyba, w dzisiejszych czasach nie wiadomo czy kilkanaście pokoleniem temu twoja babka nie była Elfką… Statystyki:
SIŁA - Przeciętny WYTRZYMAŁOŚĆ - Poniżej Przeciętnej SZYBKOŚĆ – Poniżej Przeciętnej ZRĘCZNOŚĆ – Poniżej Przeciętnej MĄDROŚĆ - Przeciętny PSYCHIKA – Zdumiewający
Inwentarz: Głowa :: Szyja :: Korpus :: Biała, lniana, koszula, skórzany kubrak… Ręce :: Skórzane rękawice… Prawa dłoń :: Krótki miecz( Wraz z pochwą), a właściwie długi sztylet. W otwartej walce kompletnie nie przydatna broń. Jednak, gdy dochodzi do niej w pomieszczaniu, staje całkiem dobrym narzędziem do zabijania. Po za tym można go łatwo ukryć i nie stanowi żadnego problemu przy poruszaniu się… Lewa dłoń :: Nogi :: Lekko zniszczone spodnie, ze skóry jelenia… Palce :: Sygnet Gildii Kupieckiej…
Sakiewka: 50 sztuk złota
Historia:
Moją historie trzeba zacząć od narodzin. A stało się to w małym miasteczku, gdzieś na terenach Zachodniego Wybrzeża. Dzieciństwo, kiedy o nim wspominam jest dla mnie niczym sen. Takie ulotne i zbyt piękne, a jednocześnie jakby za mgłą. Co dziwniejsze, pamiętam tylko kilka momentów z tego okresu. Nadaje mu to jeszcze więcej tajemnicy i swego rodzaju magie. I tak, z łezką w oku przypominam sobie, jak jako mały dzieciak. Niedorastający nawet do stołu, szedłem na targ, trzymając się kurczowo spódnicy „mojej najukochańszej mamusi”. Bo tak właśnie nazywałem wtedy matkę. Chodź… Gdybym miał teraz okazje znów ją spotkać, powiedziałbym do niej właśnie to… Niestety nie dane mi będzie spotkanie rodziny, pewnie już nie żyją. A nawet jeśli jeszcze jakoś się mają, to i tak nie mam możliwości do nich wrócić. Dzielą mnie od nich ogromna odległość i…nie pamiętam gdzie leżało tak ważne dla mnie miejsce. Dlatego nie zamierzam o tym myśleć, aby nie ranić własnej duszy i nie być wciąż smutnym. Jedyną istotną informacją jest to, że byłem jedynakiem… Gdy wyrosłem z trzymania kciuka w buzi przyszedł czas na naukę. Nie było jej dużo, tyle na ile starczył dochód ze sklepu jaki prowadzili moi rodzice. Ileż w końcu można zarobić, ze sprzedaży średniej jakości ubrań. Mimo to i tak wpojone zostało mi sporo wiedzy. Należałem do bardziej obytych osób naszej ulicznej bandy. Ze zgrają tej młodzieży spędzałem czas wolny. Gonitwy, wszelkiej maści zabawy, kąpiele w rzece , oraz krótkie wędrówki. Te lata stały się dla mnie najpiękniejszymi, wiele bym dał, aby znów móc położyć się z przyjaciółmi na łące, spokojnie oglądając przelatujące chmury. Niestety wiem, że nie powrócą i znów staram się o nich nie myśleć… Z cudownego marzenia, czy też snu, jakim stało się dla mnie dorastanie, wytrąciła mnie dorosłość. Nie bez bólu, rozczarowania, uświadomiłem sobie, iż świat wcale nie jest taki piękny. Nawet gorzej, jest okrutny i wiele wymaga od innych. Samemu nie dając za wiele. Zostałem wrzucony w świat dorosłych, miejsce gdzie dominuje śmierć, ciężka praca i powolna, nudna egzystencja. Świat, który w ogóle do mnie nie pasowałem. Z początku chciałem go zmienić, lecz to on zmienił mnie… Interes mojej matki i ojca szedł jak szedł. Raz dobrze, raz źle. A utrzymanie darmozjada, co się Nathaniel zwał, kosztowało coraz więcej. Z tego właśnie powodu zostałem czeladnikiem u miejscowego kowala. Szło mi całkiem nieźle, po tych prawie trzech latach nauki do dziś pozostało mi wiele umiejętności. A i z chuderlawego chłopaczka stałem się rosłym mężczyzną. Jednak nie było to rzemiosło dla mnie. Marzyły mi się podróże, zwiedzanie świata. Póki co musiałem odłożyć moje plany, jedna z tych wędrownych band zbójeckich poczęła krążyć po terenach nieopodal miasteczka. Strażnicy od razu zorganizowali szkolenia i obowiązkowe pobory. Tak, że kolejne dwa miesiące spędziłem na utarczkach z bandytami. W końcu i oni się znudzili, zniknęli. Pewnie ruszyli gnębić inna osada. A ja wróciłem do dawnego stylu życia. Pracowałem u kowala, jednak już nie jako czeladnik, a asystent. Przyzwyczaiłem się do tego, mimo to dalej rozmyślałem o urwaniu się stąd… Dopiero calutki rok później nadarzyła się taka okazja. Grupa najemników szukała ludzi, jacy mogliby przyłączyć się do nich. Parę osób, w tym ja, uczyniło tak. Mimo sprzeciwów ludzi, którzy mnie wychowali, wyjechałem. Opuszczając ich w niezgodzie… Bycie najemnikiem – Z początku interesujące sprawa, po pewnym, czasie nudzi takiego człowieka jak ja. Lecz mój początek był długi, dobre dwa lata on trwał. Zaraz po nim odłączyłem się od towarzysz zniesmaczony perspektywą ciągłego zabijania… I właśnie w tym momencie rozpoczęła się moja przygoda, jako kupca. No, powiedzmy kupca. Praktycznie pierwsze dwa lata byłem bardziej chłopcem na posyłki. Musiałem po prostu sobie zasłużyć na szacunek wśród spółek i kompani kupieckich. Bez tego handel nie miał sensu. Kiedy jako tako byłem już ze wszystkim obeznany stałem się prawdziwym handlarzem. Rozpoczęła się moja wędrówka z miasta do miasta, ze wsi do wsi. I tak w kółko. Handel obwoźny jaki prowadziłem na Zachodnim Wybrzeżu trwał z… Pięć wiosen, może troszkę mniej. Zapragnąłem rozszerzyć swoje wpływy dalej. W kierunku Pustkowi Północnego Wschodu. Dlatego teraz podróżuje na moim wozie, zaprzężonym w ładnego konia, który służy mi już trochę czasu. Mając ze sobą trochę soli, liczę, że skoro idzie zima. A ludziom zabraknie ziół i warzyw. To chętnie zakupią sól, by móc jakoś doprawić jedzenie…
Inne: Nieduży wóz zaprzężony w najnormalniejszego konia… - Dwa, trzy kilowe worki soli… - Kilka skór i futer…
Poproszę do Namelessa, jeśli zdam u niego podanie... Lecz póki co karta do akceptacji... | |
|
nameless
Liczba postów : 310 Age : 36 Skąd : Never, Never Land Registration date : 20/11/2008
Karta Postaci Imię i Nazwisko (przydomek): Lothar Hammerhand Inwentarz: Wygląd: Wysoki (214cm) i cholernie ciężki (406kg) 'człowiek z kamienia' - Obsydianin. Jego skóra przypomina powierchnię głazu. Szara, miejscami ciemno-szara. W poprzek jego torsu biegnie czerwonawa żyła jakiegoś metalu. Oczy ma szare (jak stal), ale spojrzenie ciepłe.
| Temat: Re: Nathaniel Cartes Czw Mar 19, 2009 1:03 am | |
| Kolejność obowiązuje. Nie ma podania, nie ma akceptacji~
Akurat trafiłeś w zły okres - jestem zły i wredny. Shit happens.
Napiszesz podanie i opowiadanie to będziemy sie rozwodzić nad kartą. | |
|