Imię: Nerdil
Nazwisko: Shadowsong
Wiek:26 lat
Wzrost: 171 cm
Waga:66 kg
Rasa: Człowiek
Statystyki:
SIŁA.:Przeciętny
WYTRZYMAŁOŚĆ.:Poniżej Przeciętnej
SZYBKOŚĆ.:Powyżej Przeciętnej
ZRĘCZNOŚĆ.:Powyżej Przeciętnej
MĄDROŚĆ.:Przeciętny
PSYCHIKA.:Poniżej przeciętej
Inwentarz:
Głowa ::
Szyja ::
Korpus ::Lekka skórzana zbroja
Ręce ::
Prawa dłoń :: Rapier (jeśli moge go mieć oczywiście
)
Lewa dłoń ::
Nogi :: Rolnicze spodnie
Palce ::
Sakiewka: 50 sztuk złota
Historia:
Otworzył oczy i westchnął. Jego oczy miały przed sobą sufit z desek, ten sam który widzi co dzień w tym samym brązowym kolorze co zawsze. Wstał powoli ze swojego łóżka przeciągając się, gdy tylko się ubrał wyszedł z pomieszczenia i przywitał swojego ojca. Usiadł przy stole w salonie, czekając aż jego rodzic skończy robić jedzenie by mógł z nim spokojnie porozmawiać. Po posiłku, jak zwykle czekała go praca w polu. Nerdil przeważnie chciał skończyć swe obowiązki wcześniej, by trenować walkę rapierem. Zawsze te bronie mu się podobały, jednak na całe nieszczęście pech chciał by ojciec wszedł do pokoju gdy chłopak ćwiczył właśnie walkę.
Ojciec : Przestań zatapiać się w marzeniach, dobrze ? – prychnął – Jesteś rolnikiem, twoje powołanie to praca na roli nie byś machał tymi…Tymi…
Nerdil : Rapierami tato…
Ojciec : Bardzo dobrze wiem jak się to nazywa, nie pouczaj mnie! Zostaw to i idziemy dalej pracować, nic samo się nie zrobi – Zaczął powoli wychodzić z pokoju.
Nerdil : Ta jest… - Powiedział trochę załamany poczym zostawił broń i wyszedł z pokoju.
Nie da się tego ukryć... Został brutalnie wciągnięty do rzeczywistości, wyrwany szponami słów stworzonych przez ojca. Nie lubił tego w ogóle „Jesteś rolnikiem…” Tak jakby został z góry skazany na coś, czego osobiście nie lubi. Tok myślenia jego opiekuna opierał się na „Twoja pozycja jest ostatnia którą mógłbyś osiągnąć, codziennie musisz robić to samo…”
Zacisnął lekko szczęki, rozluźnił się i wziął głęboki oddech po czym ruszył wykonać to co było jego obowiązkiem. I tak minął kolejny dzień tak samo jak wiele poprzednich i zapewne tak minie wiele następnych.
Minęło parę tygodni, zaczął się okres zbiorów więc chłopak miał dużo pracy. Nigdy na to nie narzekał, nie posiadał takiego zwyczaju. Gdy zatapiał się w swoich marzeniach czas obowiązków znacznie sie skracał...Po żniwach... Teraz trzeba zaorać pole... znowu... Westchnął jedynie i zajął się dalej swą pracą zaczynając dość blisko drogi. Wtedy zobaczył ich, grupkę osób która akurat przechodziła obok farmy. Szli rozmawiając ze sobą i się śmiejąc, wolna grupa ludzi której nikt nic nie mówił co mają robić. Nerdil uśmiechnął się, chciał czym prędzej porzucić swoje dotychczasowe zajęcia i wyruszyć w świat, tak odmienny… Tak inny od jego obecnego. Uspokoił się i zabrał się z powrotem do swych obowiązków. pracą
Coraz częściej o tym myślał… Chciałby się stąd wydostać…. .Koniec sezonu teraz prawie w ogóle nie pracuje co przeznacza na trening i łowy w lesie. Może uda sie niebawem, ale co na to ojciec... na pewno będzie niezadowolony.
Otworzył oczy i westchnął. Jego oczy miały przed sobą sufit z desek, ten sam który widzi co dzień w tym samym brązowym kolorze co zawsze. Dzisiaj jest ten termin, czas w którym Nerdil wyruszy w nieznane.
Spakował już swoje wyposażenie zeszłej nocy, teraz się tylko upewnił czy wszystko jest… .. Bukłak, niewielkie zapasy żywności, pochodnia, hubka i krzesiwo, niewielki materac i płótno... i najważniejsze rapier. Uśmiechnął się sam do siebie, poczym wyszedł z pomieszczenia. Wszedł do pomieszczenia, gdy ojciec jadł akurat śniadanie. Ten popatrzał na jego plecak, jak i rapier przypięty przy pasie, zmarszczył czoło i westchnął. Chłopak postanowił rozpocząć rozmowę.
Nerdil : Ojcze.. – zatrzymał się na chwile - …Postanawiam wyruszyć w świ…
O : Dlaczego mi to robisz? – rodzic schował twarz w dłoniach jakby rozpłakany – Czy byłem dla Ciebie niedobry przez ten cały czas? Czy źle Ci się tu żyło?
Nerdil popatrzał na ojca poczym podszedł i go przytulił.
N : Ojcze… Zapewniłeś mi dom opiekę wyżywienie… Za wszystko dziękuje, jednak czas bym wyruszył we własną podróż, chce być wolny, żyć podróżując a nie pracując w polu…
O : Ale dlaczego? Co w tym takiego jest? Czy uprawa pola nie jest fascynująca?
N : Nie tato, wcale nie jest… Chcę poznać świat który mnie otacza
Opiekun wytarł swe łzy, poczym złapał syna za ramiona.
O: Widzę, że już postanowiłeś… Gdyby twoja matka dowiedziała się na co Ci pozwalam, to by źle to się skończyło dla nas obu.
Wyściskali się poczym rodzic chłopaka pobłogosławił go w dalszej drodze.
N : Obiecuje Ci, że wrócę tu i opowiem Ci co mnie spotkało.
O : Żegnaj mój synu…
Nerdil odwrócił się, po czym wyszedł z domu. Ojciec go nie zatrzymywał.
Przed wyruszeniem w świat, chłopak postanowił jeszcze odwiedzić swojego przyjaciela. Doszedł w końcu do domku Nyxomusa, zapukał a drzwi otworzył dość młody chłopak.
Nyx: Ach witaj Nerdilu, co Cię do mnie dzisiaj sprowadza?
Ner : Przyszedłem się z tobą pożegnać stary przyjacielu, spełniam nareszcie swoje marzenia.
Nyx : Rozumiem… Więc życzę Ci pomyślnej drogi druhu… Mam nadzieje, że się spotkamy.
Ner: Na pewno Nyxomusie.
Po tej krótkiej rozmowie poklepali się po plecach i młody chłopak wyruszył w dalszą drogę. Pierwsze dni w drodze były dość łatwe, dość dobrze rozdzielał zapasy na poszczególne dni i tempo marszu także miał niczego sobie. Wstał i zgasił ognisko, które niedawno rozpalił jedząc upieczone mięso. A w pobliskim strumyku uzupełnił zapasy wody do bukłaka.
Po pewnym czasie, zobaczył w oddali domy, gdy się zbliżał było ich coraz więcej. Doszedł do jakiejś wioski, był uszczęśliwiony iż nareszcie wyruszył w świat i doszedł tak daleko, od swojego domu. Lecz coś było nie tak, ludzie tutaj byli cisi… Dość podejrzanie patrzyli na młodego chłopaka, a on skierował się do pobliskiej karczmy. Wszedł i od razu podszedł do lady.
Karczmarz : Taa? Czego byś chciał?
Nerdil : Wody poproszę..
W przybytku rozległy się śmiechy, a oberżysta uśmiechnięty spojrzał na młodego.
K : Tu nie pije się wody
N: Hmm… To niech będzie wino.
Bywalcy w karczmie, dość cicho lecz słyszalnie mówili : „Ho ho jakiś panek nam się trafił chłopaki...”
K: Jakie chce? – Spojrzał na Nerdila.
N: Takie, bym mógł je wypić…
Karczmarz skinął głową, a po chwili spojrzał z przerażeniem. Za Nerdilem stał barczysty mężczyzna, który do słabych wcale nie należał. Złapał chłopaka za ramię i obrócił go w swoją stronę.
Mężczyzna : Widzę, że masz problemy… Za parę monet które masz przy sobie pomogę Ci z chęcią.
N : Nie… Dlaczego sądzisz, że mam trudny wybór?
Osobnik zmarszczył brwi po wypowiedzi Nerdila, po czym złapał za jego mieszek z pieniędzmi. Młodzieniec wyjął instynktownie rapier wyprowadzając cios w rękę mężczyzny… Coś zablokowało jego atak, był to sztylet wroga. Musiał go wyjąć drugą ręką. Chłopak schylił się poczym wyprowadził kopnięcie w nogi agresora, jednak był on zbyt silny by Nerdil go powalił takim uderzeniem. Nieprzyjaciel wbił sztylet w lewe ramię, a chłopak jęknął z bólu. Jednak wyprowadził cios w brzuch mężczyzny, przebijając tym samym jego ciało. Nerdil wyjął swoją broń i powoli postanowił wyjąć oręż ze swojej ręki. Ludzie zakrzyknęli na młodzieńca, który zabił bandziora w mieście… A jeszcze przed chwilą śmiali się z niego gdy chciał zamówić wodę, ironia losu.
Gdy Nerdil wydobrzał postanowił ruszyć w dalszą drogę. Trafił do jakiegoś lasu, gdzie spotkał grupkę osób mianowicie trzech ludzi, elfkę i krasnoluda. Jak zwykle, niska rasa kłóciła się z tą długouchą. Chłopak postanowił zakradną się w krzaki i podsłuchać rozmowę.
Krasnolud : Jak, żem Ci tłumaczył..To jest moja przestrzeń tamto to jest twoja długoucha! Z takim kimś mam współpracować, śmieszne…
Kobieta jedynie prychnęła na jego słowa a mężczyźni śmiali się z tego. Młodzieniec po chwili wyszedł z krzaków a przywitało go wyjęcie broni przez grupę. Po kilku minutach, wyjaśnili sobie to i owo… Zespół postanowił przyjąć Nerdila do swej grupy, lecz miał być pod okiem krasnoluda co by nic głupiego nie zrobił. Dużą sympatię zdobył u elfki wraz ze wzajemnością.
Chłopak wędrował z nimi przez około rok, ucząc się lepiej walczyć i pomagając różnym wioskom w potrzebach. Aż w końcu grupa postanowiła wyruszyć do wieży jednego maga, z którym mieli kiedyś na pieńku.
Nerdil : Dzięki wam, Masnir i Ardir Mescolnour, wiecznie rywalizujący bliźniacy… Tobie, Ragnurze Stalowy Młocie…. I Ci Magnusie Filudzie…. Jak i tobie Elsharino… Za to, że przyjęliście mnie do swej grupy i mogłem z wami zdziałać tyle rzeczy… A teraz odwdzięczę się wam, pomagając z tym magiem…
Każdy z osobna kiwnął raz głową, poczym ruszyli dalej. W końcu doszli do twierdzy Vok’Mira. Chłopak wszystkich uważał za przyjaciół, więc jakby miał zginąć to właśnie tutaj z nimi. Gdy weszli po kamiennych schodach, wrota otworzyły się same. Złapali za pochodnię i ruszyli po spiralnych schodach w górę. Wędrując przez krętą drogę, odnaleźli się w dość dużej sali, szlachecko ozdobionej. Na jednym z siedzeniem przy dużym stole, siedział mag który jedynie się uśmiechał. Cała ekipa miała broń w gotowości, po chwili jeden z bliźniaków krzyknął :
Do ataku! Nie dajcie mu szansy – Był to Mansir. Dwójka braci ruszyła natychmiastowo na maga, on jedynie wyinkantował zaklęcie a wokół duetu zaświeciła się niebieska poświata. Ich ciała zbliżały się do siebie, aż po chwili zmiażdżyły się. Mansir i Ardir byli już martwi, następni ruszyli Filud i Ragnur wspomagani przez strzały Elshariny. Mag złapał dłonią za szyje krasnoluda, ściskając ją powoli i w pewnym momencie wyrwał krtań krasnoluda. Nerdil był bezsilny, nie mógł się nawet ruszyć z miejsca by kogoś wspomóc. Filud zaczął wyprowadzać serię ciosów w pierś maga, lecz ten jedynie się śmiał i nic więcej nie robił. Po chwili znudziło go to wszystko, poczym machnął ręką i człowiek uderzył plecami o ściane. A elfkę brutalnie podpalił, nie mogła krzyczeć ani ruszyć się, tylko jej oczy patrzyły w Filuda, aż w końcu mag zakończył jej cierpienia rzucając kolejne zaklęcie które zabiło ją.
Vok Mir : Stary przyjacielu, dawno się nie widzieliśmy a ty przychodzisz tutaj ze swoją ekipą i psujesz takie miłe spotkanie… Nie spodziewałem się tego po tobie Filudzie, jak widać twoja drużyna leży już martwa, pozatym co stoi i nie może się ruszyć…
Filud : Oddaj to… I puść naszą dwójkę wolno…
VM : Śmieszny jesteś, że wam to oddam…
Gdy czarodziej miał już rzucać zaklęcie, został powstrzymany przez młodzieńca który zaczął wyprowadzać serię ataków w magiczną barierę maga. Ten znów się zaśmiał i złapał chłopaka za szyję rzucając nim o ziemię. Wyinkantował po paru sekundach zaklęcie i zabił również Filuda. Popatrzał na Nerdila i się uśmiechnął pod nosem
VM : Zostawię Cię przy życiu…. Będziesz świadom tego, że nie byłeś w stanie ocalić swoich przyjaciół, iż byłeś jedynie tchórzem…
Mag zrobil dość długą formułę poczym otworzył portal i zniknął z pomieszczenia. Młodzieniec leżał teraz wśród ciał swoich przyjaciół, bez radny… Kilka godzin później wstał, był zrozpaczony tym co się stało..Zszedł na dół i przed wieżą postawił z drewna pięć grobów. Poprzysiągł sobie to, że już nigdy więcej nie zawiedzie grupy zaufanych ludzi… Tak zaczęła się nowa historia, prostego chłopca z pola.