Imię: Movis
Nazwisko: brak- przydomek "Czarny"
Wiek:20 lat
Wzrost: 177 cm
Waga:73 kg
Rasa: Pierwiastek demona-nie jest to w pełni rasa jeśli w ogóle można to tak nazwać. Nieznana szerzej oprócz niejasnych plotek i ludowych podań. Podobno powstaje przy Rytuałach Nowiu Mrocznych Bóstw. Można się tylko domyślać ze to splecione dwa żywota zupełnie odmiennych istot.
Statystyki:
SIŁA.:Powyżej przeciętnej
WYTRZYMAŁOŚĆ.:Powyżej przeciętnej
SZYBKOŚĆ.:Przeciętny
ZRĘCZNOŚĆ.:Powyżej przeciętnej
MĄDROŚĆ.:Znacznie poniżej przeciętnej
PSYCHIKA.:Poniżej przeciętnej
Inwentarz:
Głowa ::
Szyja ::Naszyjnik z pazurów demona
Korpus ::Własnoręcznie szyta kurta z haftem
Ręce ::
Prawa dłoń ::
Lewa dłoń ::
Nogi ::Własnoręcznie skrojone portki
Palce ::
Sakiewka: 50 sztuk złota
Historia:
Czy można powiedzieć cokolwiek o poczęciu Movisa? Nie, nie można, ponieważ jest bytem odmiennym zgoła od poczynanych w tych stronach stworzeń. Myśląc logicznie nie powinno go być w tej rozpiętości materii. Nie można też mówić o tak zwanym ”poczęciu” jeśli chodzi o ten przypadek.
Ale do rzeczy.
Niebo przeszyła błyskawica.
-O Pusronie, Panie Bezczelniej Pożogi! O Asmodeuszu Hrabio Rozkładu! O Uzjelu Gwałcicielu Szlachetności. O Vallelu Haniebny Posłańcu! Usłyszcie Wołanie w ciemności dnia! Przyjmijcie tą niegodną waszej uwagi ofiarę z niehańbionych dziewic! -miękkie kształty tworzone przez luźną szatę uosabiały dla plugawych oczu wyznawców choć cień tego jak mogła wyglądać osoba je nosząca.
-O Rumjalu Kanionie Zwątpienia O -tu kapłan przerwał w połowie formułki dla w jego mniemaniu lepszego efektu. W tłumie wiernych dało się słyszeć pomruk niezadowolenia.
-Moongroowie Panie Zbezczeszczonej Świątyni i Władco na Dworze Krzewów!- kruk przeleciał nad Ołtarzem zatoczył wielkie koło nad wioską Torrel i tłumem wiernych w dole. Niezgrabnie wylądował znów koło Wzniesienia Ofiar tuż przy kruczarni. Obrócił się bokiem do akolity patrząc na niego bystrym okiem i przechylając nieco głowę. Ten dalej wznosząc wezwania podniósł ręce w modlitewnym geście w stronę ciemnych, burzowych chmur nad miastem. Tymczasem przed nim odbywała się kaźń. Rząd kobiet trzymanych dzięki splotom liny znacznie przerzedził się od początku ceremonii. Miało to związek z Błogosławioną Włócznią poświęconym przez kapłana przed obrządkami starym, lekko pordzewiałym modelu dla Straży Miasta. Każda z kobiet była nią przebijana a następnie wrzucana do głębokiej jaskini przez komin przebijający się na powierzchnie tuż przed Stołem Ofiar. Z tejże jaskini Brala swój początek rzeka płynąca przez cała Krainę Dadelov. Mieszkańcy nie skojarzyli że w czerwonym kolorze wody ma mniejszy udział zadowolenie bogów a większy to że przeciętny ludzki organizm zawiera cztery litry gęstego czerwonego barwnika. Właśnie tego dnia bogowie postanowili im uświadomić błąd.
Gdy po tygodniu od tamtych wydarzeń z komina nie wydobywał się odór rozkładu wielce zmartwiło to Radców. Na szybko zwołanym zgromadzeniu postanowili ze sprawą jako że nie jest wymagająca zajmie się wioskowy głupek . Niedużo wody upłynęło od spuszczenia go obwiązanego liną w trzewia pieczary do czasu gdy do uszu mieszkańców doleciała symfonia cierpienia jaką swymi ustami grał głuptas. „Bogowie są niezadowoleni” szemrano na rynku i w karczmach. Świątynni postawili odważny krok
- Należy powtórnie złożyć ofiarę -rzekli pełni chęci powrotu do normalności. W powstałym bogobojnym strachu i motłochu nikt nie zauważył czarnego stworzenia nie większego od wyrośniętego lisa które wypełzło z komina i zbiegło czym prędzej do lasu.
Długo bezmyślnie biegło przez knieję chowając jak najbardziej głowę i poruszając się jak najniżej. Wydawało przy tym specyficzny odgłos, jak gdyby jego umysł nie mógł się przyzwyczaić do strun głosowych. Wpadło niczym gonione przez obławę czterech gończych psów na polane i wpełzło po śliskiej korze na pobliski buk. Wkrótce tam gdzie jego pazurzaste łapy znaczyły powierzchnię drzewa pojawiły się bruzdy cieknące żywicą. Prawie natychmiastowo z drzewa zaczęły spadać liście. Po dziesięciu minutach zszarzała także trawa i cała polanka zamieniła się chlorofilowe cmentarzysko. A stwór ułożył się do Snu. A lata mijały.
Tu wypadałoby przybliżyć nieco postać jaką, jak zapewne zdążyliście się domyśleć Jest Stworzenie o imieniu Movis. Pamiętajcie że wiedza ta należy do Bogów i jest bardzo niechętnie rozpowszechniana.
Ale do rzeczy.
Pierwiastek demona, achh w rzeczy samej piękny organizm. Połączenie ciała i mentalności demona z wtłoczoną w nie drugą, niesamowicie odmienną Zasłużoną Duszą, innymi słowy duchem wojownika który na polach bitew spodobał się Bogom. Sęk w tym, że przy Rytuale Wiązania duch woja cofa się w rozwoju umysłowym do około siódmego roku jego żywota. Niezwykle ciekawa jest symbioza tych dwóch lub w tym przypadku dwojga kreatur gdy już zostaną zrzuceni z obłoków Valarandu. Przez pierwszy rok demon ma całkowita kontrolę. Zajmuje się tylko zdobywaniem pożywienia i pozostaniem przy życiu. Anegdotką jest że Woj cały czas nieświadomie wydziela ektoplazmę typu G do ciała nosiciela która jest dla niego niezbędna, dokładniej działa na niego jak lekki narkotyk. By ją rozłożyć na czynniki narkotyczne ciało potrzebuj jednak ektoplazmy typu S znajdującej się w każdym żywym organizmie. Także nieświadomie pobiera ją przez małe kanaliki w pazurach. Niestety to bardzo ułatwia wyśledzenie pierwiastka gdy jest on jeszcze w miarę niegroźny. W miarę wchłaniania plazmy G podczas swej egzystencji twór coraz bardziej zaczyna się cywilizować, po około 2 latach jest już dość sprawny i posługuje się narzędziami, masa i wielkość wzrasta w tym czasie dwu i pół krotnie, ciało zaczyna wytwarzać biały pigment i melaninę, następuje dość dziwna zmiana karnacji. Twór zaczyna tez przypominać z grubsza istotę ludzką. Z czasem Wojownik przypomina sobie wszystko co wiedział w chwili śmierci w wyniku pozbywania się ektoplazmy G. Niedługo Pierwiastek JEST już człowiekiem. Nie można go w żaden sposób odróżnić od przeciętnego człowieka. Przerośnięte kły i pazury wypadają, także nadmiar włosia. Pozbawiony narkotyku demon staje się jałowy i umiejscawia się podobno gdzieś w okolicach ciemnej strony ludzkiego charakteru, mocno uśpiony. Inni natomiast twierdza że znika całkowicie.. Później gnany dziwnym impulsem nerwowym twór zmierza ku doskonale sobie znanym jednak unikanym miejscom-ośrodkom ludzkim.
Ale do rzeczy
-Powiadają -wznowił po siarczystym beknięciu Kopik-
że wybył z lasu. Całkiem nagi, ni broni nawet onuca! Drwale go na wycince znaleźli, gadał ci coś tam panie bez ładu o bandytach, o misji. Takie tam walone gadanie świętoszka. Pojęli że go zbóje pewnikiem napadli no to zostawili mu troszkę zapasów, kawały płótna co na łaty miały być, dratwę, nić i takie tam. Podobnież w łapie ściskał jakieś zębiska czy pazurska. Nawet ładny kozik mu dali. A mówili -szył fest, jakby od młodego się uczył. Nawet se haft zacny przywalił na kurcie. Takie, o- cmoknął-
odzienie. A uwinął się chyba w dwie trzy godziny.Drzwi otworzyły się z przeciągłym skrzypieniem. A stanął w nich Pierwiastek Demona. Z kawałkiem złamanej strzały sterczącej z ramienia. Ciężko zwalił się na ławę.
-Wódki! –zakrzyknął wyciągając z zanadrza wyjałowiony kawałek szmaty. Z okropnym dźwiękiem wyciągania czegoś z kupy mięsa mocno pociągnął grot i szybkim ruchem wyjął. Zacisnął pięść w niemym bólu i odrzucił strzałę. Wieśniak który przed chwila tak dziarsko opowiadał zbladł.
–Co się tak gapisz grubasku i co taki blady? Mdleć będziesz ?-zagadnął i polał przyniesionej wódki w ranę. Rozległ się okrutny syk. Miedzy nimi można było usłyszeć króciutki dźwięk strzykania paliczków w pięści zaciśniętej z bólu. Rano już go tam nie było.
Dobrze, na tym kończy się zadanie profesora czyli przybliżenie wam trudności i celu a zaczyna wasze.
Ale, jak to ma w zwyczaju mówić prof, do rzeczy
Złapać, przyprowadzić. Może nawet żywego jak nie będzie się za bardzo rzucać.
Dziesiątka zbrojnych pognała ku suchemu traktowi na swych karych koniach, zielone płaszcze z zapinką powiewały w galopie.